Dziewiętnastoletnia studentka
psychologii z mroczną przeszłością, poznaje jednego dnia dwóch mężczyzn, którzy
wypełniają całe jej życie i serce. Wystarczy jeden dzień i jeden przypadek, aby
Twoje życie się zmieniło. Wystarczy jedna rozmowa, jeden dotyk i wszystko
znika.
Amber poznaje
Rydera, choć nie wiem czy można to tak nazwać, po prostu na niego wpada…
Niebieskooki, wytatuowany „zły chłopiec” skrada jej pocałunek. I na tym zaczyna
się cała historia. Cóż mogę powiedzieć… Kocham, ach kocham, wytatuowanych,
niegrzecznych chłopców. (Ashcroft oddaję ci moje serce.) Jednak po
chwili pojawia się Brock, to ten grzeczniejszy (powiedzmy) blondasek o
zielonych oczach, gentleman jak się patrzy!
Nie będę opowiadać o fabule, wiemy,
że są trzy główne osoby i co dalej? Musisz przeczytać!
Skupię się nad tym ile emocji, ile pytań i rozterek wywołała we mnie ta
książka. O zaznaczonej ilości cytatów nie wspomnę…