Pamiętacie jak byliście mali i wprawiał Was w zachwyt widok przekwitniętego mniszka lekarskiego?
Pamiętam jak wbiegało się na polanki i kopało wszystkie
możliwe dmuchawce, (współczuję alergikom). Bywała też sytuacja, że brałam
dmuchawiec, myślałam życzenie i „bum” spełniało się - tak myślałam.
"- Spokój - szepnęłam i dmuchnęłam wprost w puchatą kulę."
W przypadku Bree było podobnie. Tylko, że ona jest już
dorosła, znalazła dmuchawiec, a jej życzenie było proste „spokój” – tego
właśnie chciała. Po wizycie w klepie spotkała nieznajomego, tajemniczego
mężczyznę, a pozostawione na szybie samochodu puchate kule pofrunęły w stronę,
oddalającego się nieznajomego, przeznaczenie?
"Lekki podmuch wiatru porwał ich puchate końce. Nasionka wzbiły się w powietrze i pofrunęły w kierunku, w którym udał się nieznajomy tajemniczy mężczyzna."
Bree przyjechała do Pelion, by zacząć swoje życie, choć na
chwilę, na nowo bez traumatycznych wspomnień. Oprócz przyjaciół nie miała nikogo,
ani nic w Ohio - szkołę skończyła, pracy brak. Małe miasteczko nad jeziorem
wydawało się idealne.
Dziewczyna spotyka na swojej drodze Archera Hale’a. Wydaje
się być intrygujący choć bardzo zamknięty w sobie. Zbudował mur wokół serca.
Zaintrygowana Bree chce się do niego zbliżyć - oczy koloru whiskey bywają
hipnotyzujące.
"Cieszyłam się, że nie próbuje podnosić mnie na duchu. Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne."
Intrygująca historia. Powiem szczerze nie spodziewałam się
takich uczuć jakie mi towarzyszyły podczas lektury. Historia Bree i Archera
uwrażliwia na tak dużo aspektów ludzkiego istnienia, że moje serce nie
wiedziało co ze sobą zrobić. Zaczęłam myśleć o ludziach w zupełnie inny sposób. Trzeba patrzeć jeszcze głębiej w duszę by zrozumieć. Wykazywać się wrażliwością, a przede wszystkim chęcią poznania. Wiele zachowań jest uwarunkowanych przeżyciami. Pamiętajcie: nie oceniajcie książki po okładce!
"W końcu spojrzeliśmy na siebie. Archer pogłaskał mnie po włosach, zatknął kosmyk za ucho, a jego oczy powiedziały mi wszystko, czego nie powiedział głos. Przekazaliśmy sobie tysiąc słów, nie wymawiając ani jednego."
To historia, która pokazuje, że jeśli nie odszukamy samych
siebie, nie zrozumiemy swojego „ja” – nie jesteśmy w stanie kochać całym sobą.
Mam na myśli taką dobrą, zdrową miłość, która daje bezinteresownie, a także
otrzymuje w zamian.
Człowiek, który nie wychodzi ze swojej strefy komfortu nie
jest w stanie dowiedzieć się kim jest. Powinien codziennie stawiać sobie nowe
cele, które będzie realizować. Nawet te, które wydają się niewykonalne, wtedy
pewnego dnia odnajdzie odpowiedzi na mnóstwo nurtujących pytań. Przede
wszystkim ukształtuje swoją osobowość.
"Uważam, ze miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza."
Nie jest to lekka lektura, nie jest też przeznaczona dla osób
młodszych przez opisane sceny erotyczne. Polecam osobom, które chcą odkryć coś
nowego, lepszego w sobie i otoczeniu. Otwórzcie serca na ludzi!
Playlista, której słuchałam podczas czytania klik!
Książka już czeka na mojej półce :) Zapowiada się niesamowita, wzruszająca i emocjonująca opowieść. Mam nadzieję, że faktycznie będzie niezapomniana.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Czytałam i byłam nią oczarowana. Z całą pewnością sięgnę po inne książki Mii Sheridan, bo jeśli są tak dobrze napisane, jak "Bez słów", to zaprzyjaźnię się z tą autorką na dobre. :)
OdpowiedzUsuń