Cześć kochani!
To się rozkręciłam, skoro piszę kolejny post dla Was. Tym
razem o kolejnej młodzieżówce. Jednak o tej nie wiem, co myśleć. Zastanawiam się,
co miała ona przekazać, ale nic sensownego mi nie przychodzi do głowy… Nie
wiem, czy chodziło o moc przyjaźni, czy o powolne poznawanie miłości, czy o
jedno i drugie, czy jeszcze o coś innego. Chyba jest ze mną coś nie tak.
Bridge zrozumiała, że życie straciło równowagę. Było jak za wysoka sterta książek, która zaczęła się przechylać, a każdy nowy dzień był jak kolejna książka na jej szczycie.
Od początku…
Mamy
trzy rodzaje rozdziałów:
1.
Prowadzony przez
Bridge, (ale pisany w trzeciej osobie), dziewczynę, która przeżyła poważny wypadek, w którym potrącił ją
samochód. Dziewczyna po roku przerwy, wraca do szkoły. Zaczęła nosić opaskę z
kocimi uszami. Ma dwie swoje najlepsze przyjaciółki – Emily, która tak jakby ma chłopaka, z którym wysyłają
sobie dość dziwne zdjęcia; Tabitha przez zajęcia ze swoją ulubioną
nauczycielką, czyli panią Beperson stała się młodą feministką, która wszędzie
widzi spisek i złe traktowanie kobiet. Bridge ma też starszego brata, który
zakłada się ze swoim przyjacielem, ale wrogiem o coś bardzo głupiego, o czym
nie chce powiedzieć siostrze, bo jest pewny, że TYM RAZEM WYGRA.
2.
WALENTYNKI –
rozdziały tak zatytułowane są prowadzone w taki sposób, że to Ty coś robisz. W sensie
„jesteś w sklepie, nie chcesz z nikim rozmawiać” itp. Do końca książki, nie
mamy pojęcia, kim jest osoba z tych rozdziałów i co tak naprawdę zrobiła.
3.
SHERM – tutaj mamy
rozdziały, w których Sherm, czyli nowy przyjaciel Bridge, pisze listy do
swojego dziadka. W których odlicza dni do jego urodzin.
Tak, więc… rozumiecie, dlaczego nie wiedziałam,
o co chodzi w tej książce do samego końca? Akcja jest poprowadzona tak, że chce
się czytać dalej, bo nie wiemy, czego się spodziewać, przede wszystkim jak
kończy się ta historia i jaki związek mają ze sobą te wszystkie dziwne zabiegi
z rozdziałami.
- Tak czy siak - szepnął Sherm - ludzie cały czas coś udają.
Kiedy skończyłam czytać książkę, nie wiedziałam,
co o niej myśleć. Przede wszystkim pokazuje siłę przyjaźni. Dziewczyny nazywały
się zbiorem dziewczyn, które się nigdy
nie kłócą i rzeczywiście, nigdy się nie kłóciły. Jednak czy da radę NIGDY
się nie kłócić? Pomyślcie ile razy kłótnia dała upust Waszym emocjom, ile razy
oczyszczała atmosferę, albo pokazywała – kim tak naprawdę jest człowiek, który
przed Wami stoi? No właśnie, kłótnie są potrzebne. Oczywiście, nie za często,
ale jednak są czasami dobre. Tak czy nie?
Możemy zauważyć w tej historii delikatne
rodzenie się miłości. Spojrzenie nastolatka na to jak wygląda miłość. Czy to
jest miłość, przede wszystkim, czym jest
miłość i czy ma jakąś definicję? Pięknie
zostało pokazane jak młodzi ludzie zaczynają się zastanawiać nad miłością i
relacją. Przede wszystkim jak zaczynają obserwować zmiany w zachowaniu swoich
rówieśników.
Możemy zauważyć też w książce myśli
bohaterki, która przeżyła poważny wypadek i zastanawia się czy był ku temu
jakiś szczególny powód. Mamy też nastolatka, którego życie nagle się zmieniło,
bo dziadek odszedł od babci. Pokazany jest ból bohatera i żal do bliskiej
osoby, że mogła od tak przewrócić ich całe życie do góry nogami.
To właśnie życie. To, gdzie śpisz i co widzisz, kiedy się rano budzisz, komu opowiadasz o swoim dziwnym śnie, co jesz na śniadanie i z kim. Życie to nie jest coś, co ci się przydarza. To coś, co sam tworzysz, cały czas. To te pół minuty rano, kiedy twoja kotka zapomina o swoich humorach i okazuje ci miłość. I olewa, czy ktoś to widzi.
Jednak po dłuższym zastanowieniu
stwierdzam, że ta historia jest o przyjaźni. Pięknej, mocnej, takiej, którą
trzeba pielęgnować.
Więc, jeśli macie ochotę na lekką i
przyjemną historię na jeden wieczór, która zatrzyma Was na dłużej z
zastanowieniem:
Czym jest przyjaźń?
Czy można się nie kłócić?
Czym jest miłość?
Czy jestem na świecie z jakiegoś
szczególnego powodu?
Jaki związek ma tytuł z całą fabułą?
(Swoją drogą, nad tym zastanawiam się do teraz…)
TO GORĄCO POLECAM. Ja jestem zadowolona
z przeczytania tej książki i nie żałuję spędzonego z nią czasu.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję księgarni internetowej
dadada.pl
Wczoraj skończyłam czytać "król węży" ( recenzja dziś na blogu) i jak na razie mam dość książek młodzieżowych . Może jak mi minie rozczarowanie to znowu po jakas sięgnę. Spodobał mi sie Twój blog, ciekawe recenzje i śliczna oprawa. Obserwuje i będę wpadać. Zapraszam rownież do mnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytankanadobranoc.blogspot.ie
Hmmm... wydaje się być ciekawa, więc może w najbliższym czasie się skuszę.
OdpowiedzUsuńChyba się na nią skuszę w najbliższym czasie mój blog
OdpowiedzUsuń